Nadszedł i czas na drugą książkę, którą miałam okazję
przeczytać i tym razem, dla odmiany, nie dzięki mojej siostrze ale mojej mamie,
która wyciągnęła ją z czeluści biblioteki. Tak ją wciągnęła, że przeczytała
bodajże w 3 dni i zachwytów nad nią nie było końca. Pomyślałam sobie „cóż mam do stracenia, jak taka dobra, to i
ja chcę!” i w ten sposób zniknęłam na jakieś cztery wieczory. Będąc
bardziej precyzyjną, byłam obecna ciałem ale duchem i głową nurkowałam między
kartkami ;)
fot.: empik.com
Historia Lily Quinn na początku wydaje się czymś
abstrakcyjnym. Młoda dziewczyna wygrywa na loterii, ale nie odbiera wygranej.
Mieszka z przyjaciółką, która nagle znika i oto pojawia się detektyw Spencer, który
nie spocznie dopóki nie wyjaśni tej sprawy, ale jego obecność bardzo odbije się
na życiu Lily i tym, co ją wkrótce spotka. Bo oto rzuca ją chłopak, rzucając na
odchodne słowa, których żadna z kobiet nie chciałaby nigdy usłyszeć, a na
dodatek z jej zdrowiem coś ewidentnie jest nie tak, a przecież musi pracować, najlepiej na dwóch zmianach w kawiarni, bo
ledwo jej wystarcza na utrzymanie… i tak, jedno po drugim przytłacza Lily, aż w
końcu pod ogromnym ciśnieniem i presją z zewnątrz, balon pęknie. I tu dopiero
zaczyna się powieść.
Dlaczego tak bardzo przypadła mi do gustu? Poprzez
niesamowite wręcz wyczucie i przekazanie uczuć osoby chorej zmagającej się z
tym, co ją spotkało. Wątpliwości, obawy, smutek i depresja. Ale jest też wola
walki, chart ducha i niezmożone pokłady chęci życia. A to wszystko wymieszane,
wstrząsane bodźcami w postaci stosunków rodzinnych, które jak wiadomo, nigdy
nie są łatwe. Alkoholizm matki, ojciec niepotrafiący sobie z tym poradzić,
rodzeństwo które powinno być tak nam bliskie, a jednak o jego prawdziwych
pobudkach człowiek zawsze dowiaduje się w momencie, gdy ich naprawdę
potrzebuje. Jest też babcia, która niczym skrzat, na przemian dobry i zły,
otula Lily swoimi opiekuńczymi skrzydłami.
Simons bardzo ciekawie i wnikliwie przedstawiła obraz młodej
dziewczyny, której świat dosłownie wali się na głowę i pokazuje, ile czasem
człowiek jest w stanie znieść. Jakie pokłady energii, cierpliwości i uczuć w
sobie mamy, by zdobyć się na pewne gesty wobec innych, niekoniecznie nam
przychylnym. I jak wiele jesteśmy w stanie udźwignąć, pomimo przeciwności,
które życie co i rusz rzuca nam pod nogi, co by za lekko nie było.
Muszę przyznać, że książka wciągnęła mnie niesamowicie i
banalna okładka, trochę niczym landrynka, nie powinna zniechęcać. Nie oceniajmy
tutaj książki przez jej pryzmat, absolutnie. Napisana jest nie tylko lekkim
piórem, ale jest on też pozbawiony banalnych zwrotów, dialogi nie są sztuczne i
sztywne. Mam wrażenie, że autorka poświęciła bardzo dużo czasu na analizę
psychologiczną głównej bohaterki, by lepiej ją zrozumieć i by móc łatwiej
przekazać jej sposób myślenia i odczuwania tych wszystkich bodźców, które ją dotykały.
Z czystym sercem, jak rzadko kiedy, polecam. Bardzo.