środa, 28 listopada 2012

Anders De La Motte, „[geim]”

Ostatnie kilkanaście moich dni wypełnione były podróżami i wizytami u lekarzy, o których wspomnę przy innej okazji. Jednak w czasie bywania tu i ówdzie, miałam przy sobie książki, bo jakżeby inaczej i siłą rzeczy bardzo chciałabym o nich napisać kilka słów. 

Śmiało chyba mogę powiedzieć, że jestem uzależniona od sieci. Internetowej sieci. Co i rusz mówi się o powszechnym dostępie do naszych danych osobowych, jeśli już raz je komuś udostępnimy. Korporacje czerpią z tego zyski i na każdym kroku próbują nas omamić i skusić mailingiem reklamowym, który dosłownie dzień w dzień zalewa moją pocztę. Jeśli dodamy do tego coraz to nowsze modele telefonów komórkowych, które nie służą już teraz tylko i wyłącznie dzwonieniu i pisaniu sms’ów ale też wspomnianych maili, buszowaniu w Internecie, robieniu zdjęć, ściąganiu aplikacji z mapami, sklepami i grami. I tutaj zatrzymam się na chwilę, zadając Wam bardzo proste pytanie: co zrobilibyście, gdyby nagle telefon który macie w ręku, nie był zwykłym telefonem a gra, którą w nim macie, nie była zwykłą grą? 



Właśnie będącego w takiej sytuacji poznajemy bohatera tej książki, HP czyli Henrika Pettersson.  Jedzie pociągiem, zauważa pozostawiony przez kogoś telefon w przedziale, sięga po niego i nagle pojawia się komunikat:  „Wanna play a game”? Co zrobilibyście na jego miejscu? Zaryzykowalibyście, nie wiedząc kompletnie o co chodzi?

Nasz bohater to ktoś, kto bez podniesionego poziomu adrenaliny nie potrafi żyć. Im większy jej poziom, tym lepiej. Jest łasy na poklaski, pochwały, zachwyt innych nad jego osobą. Jednocześnie jest próżny, leniwy, zachłanny. Dlatego kiedy poznaje reguły gry, nie waha się ich podjąć i chociaż wiąże się to z ciągłym ryzykiem bycia złapanym, a nawet aresztowanym, nie przestaje. Aż do pewnego momentu, kiedy w zabawę zostaje wplątana jego siostra i najlepszy przyjaciel, a w końcu i jego życiu zagraża niebezpieczeństwo.  Tak się właśnie dzieje, kiedy ktoś łamie przyjęte wcześniej reguły gry.

Anders De La Motte, autor tej książki, to młody mężczyzna, który ma za sobą pracę w policji, był dyrektorem ds. bezpieczeństwa w jednej z największych na świecie firm IT. Obecnie pracuje jako konsultant ds. bezpieczeństwa międzynarodowego. Wnioskuję zatem, że pomysł na debiut książkowy zrodził się w jego głowie w pracy, bazując na doświadczeniu zawodowym. I tutaj muszę przyznać, że historia, którą chciał opowiedzieć Anders  zaciekawiła mnie i liczyłam na to, że wpływ dzisiejszej technologii na nasze życie, myślenie, postrzeganie świata, relacje międzyludzkie oraz bezpieczeństwo w sieci, o którym tak dużo się mówi, że to sprawi, że nie będę mogła się od tej książki oderwać. Ponadto nie ukrywam, czytałam pozytywne recenzje zachwalające „[geim]”, a nawet uwielbiana przeze mnie Ania Dziewit-Meller polecała ją w telewizji. No i cóż. Powiem krótko: czuję niedosyt i lekką nutkę rozczarowania. 

Czy jest w niej wartka akcja? Pół na pół. Historię poznajemy z perspektywy dwóch osób: HP i jego  siostry, co być może miało budować napięcie, ale okazałam się wyjątkowo nieczuła na ten zabieg. Czy jest napisana w przystępnym języku? I tutaj mam zagwozdkę, bo z jednej strony czytając tę książkę myślałam sobie „książka z tematem ‘na teraz’, zatem i luźno napisana, przekleństwa nie są wykropkowane i lukrowane, główny bohater nie zgrywa grzecznego chłopca i jak chce coś chlapnąć, to robi to bez skrępowania.” ale później naszła mnie myśl, że gdyby dopracować trochę warsztat autora książki, wyszedłby z tego naprawdę niekiepski thriller, gdzie ta lekkość nie raziłaby może aż tak bardzo. Aczkolwiek spoglądam na to z jeszcze jednej strony- książka jest skierowana, moim zdaniem, do młodych ludzi, dla których tak prosty język jest mega łatwy do przyjęcia i przeczytania. 

Tak sobie myślę po cichu, że może  Anders De La Motte chciał tą książką coś osiągnąć. Liczę, że chciał otworzyć dzisiejszej młodzieży oczy na niebezpieczeństwo jakie czyha na nas, a które kryje się za całą nowoczesną technologią, jaka nas otacza. Komputery, telefony, Internet. Nigdy nie wiadomo, czy aplikacja której używamy jest w porządku, kto się kryje po drugiej stronie, gdy gramy w gry on-line i czy faktycznie w sieci można zachować nawet pozorną anonimowość.

Czytałam ją w samolocie i w pociągu, może dlatego z łatwością ją zaczęłam i równie szybko z ulgą skończyłam. Natomiast pod koc, w domowych pieleszach, wieczorem przy kubku gorącej herbaty bym jej ze sobą nie zabrała ;)

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa książka. Przyjemnie spędziłam z nią czas:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt jest taki, że nie pozwoliła mi usnąć w drodze i chwała jej za to :)
      Sam pomysł na powieść uważam za trafiony, na czasie. Tylko tej iskierki mi w niej zabrakło. Ale kto wie, może druga jego książka będzie o te iskierkę "lepsiejsza"? :)

      Usuń
  2. Mimo wszystko sięgnęłabym po nią by sama się przekonac jaka jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melania, ależ oczywiście! To jest najlepszy sposób, by samemu wyrobić sobie opinię. Przeczytanie książki nikomu jeszcze krzywdy nie zrobiło, a kto wie, może Tobie przypadnie zdecydowanie bardziej do gustu :)

      Chętnie się później dowiem, jak Twoje wrażenia po jej skończeniu :)

      Usuń
  3. 35 yrs old Tax Accountant Briney Franzonetti, hailing from Dauphin enjoys watching movies like Doppelganger and Nordic skating. Took a trip to Monastery of Batalha and Environs and drives a Econoline E150. przegladaj tych gosciu

    OdpowiedzUsuń