czwartek, 29 listopada 2012

Lauren Oliver, "Delirium"

Mając przed sobą dwa tygodnie, podczas których chciałam zapełnić sobie jakoś czas wolny, szukałam książki, którą mogłabym „zjeść” i rozsmakować się jej walorami pisanymi. Pojawiły się dwie i o jednej z nich napomknę w kilku słowach, bo dlaczegóż by nie ;)

                                                       fot.: empik.com

Tak sobie pomyślałam rok temu, że jestem chyba już za stara na młodzieżowe powieści. Naiwne nastoletnie miłości, wątki trącące lekkim infantylizmem i ogólnie świat stworzony przez autora jest daleki od tego, czego oczekuję po dobrej, ciekawej książce dla kogoś w moim wieku. I przeważnie bywa tak, że kiedy wydaję tak mało przyjemny osąd, dostaję po głowie bardzo szybko i ktoś udowadnia mi, w jak wielkim jestem błędzie.
 
Moja siostra zarażona książkoholizmem, z czego tak niezmiernie się cieszę, podrzuciła mi pierwszą część trylogii napisaną przez Lauren Oliver, „Delirium”. Przeczytałam opis na okładce i automatycznie nasunęło mi się porównanie do trylogii Collins i jej „Igrzysk śmierci”. Przyznaję bez bicia, pochłonęłam ją błyskawicznie i absolutnie nie czuję się temu winna ;) Zatem pomyślałam sobie, po co zabierać się za coś, co może być podobne i właściwie bazuje na podobnym schemacie? Ale jeśli mam coś krytykować to tylko wtedy, kiedy sama się z tym zapoznałam. I tak skończyłam z „Delirium” do poduszki.

Poznajemy głównych bohaterów żyjących w dalekiej przyszłości. Ameryka, bo to ten nieszczęsny kontynent przeważnie bierze na siebie wszelkie apokalipsy i nieszczęścia tego świata, nie jest już tym państwem, jakim go widzimy dzisiaj. Ogrodzony od świata realnego, czyli Głuszy, ten w którym żyje główna bohaterka Lena to świat wyzuty z jakichkolwiek uczuć, wszelkich emocji. Każdy, kto kończy 18 lat zostaje poddany zabiegowi, który pozbawia go empatii wobec innych, troski, radości, smutku, żalu czyli wszystkiego tego, dzięki czemu nasze życie do tej pory było barwne i wyjątkowe. Miłość traktowana jest jak największe zło i jako przyczynek do nieszczęścia i chorób wręcz śmiertelnych. Lena, dowiedziawszy się od swojej rodziny, że jej mama popełniła samobójstwo z powodu takiego uczucia jak miłość do jej ojca, chce jak najszybciej ten zabieg mieć za sobą.
Ale jak to bywa, nic nie może być zbyt proste i tak oto na drodze Leny staje Alex, który bynajmniej pozbawiony uczuć nie jest i nie zamierza być. I żeby nadać ich historii większego dramatyzmu, Alex to ktoś, komu Głusza nie jest obca, natomiast żyje w świecie Leny na takich samych prawach jak inni. Jak on to zrobił? I co wyniknie z faktu ich poznania się? Nie można pominąć aspektu władzy, która kontroluje swoich obywateli na każdym kroku. Podsłuchy rozmów telefonicznych, godzina policyjna i nachodzenie w domu, gdy tylko zachowanie rodziny wydaje się być niezgodne z prawem i wykraczające poza ogólnie przyjęte normy. Zapewne zdziwilibyście się, gdyby policja zapukała do Waszych drzwi i aresztowała Was tylko dlatego, że ktoś śmiał się w głos i serdecznie, a inni tańczyli radośnie w rytm muzyki. Nie daj Boże, gdyby jeszcze była to muzyka powszechnie zakazana.

Powieść może nie wciąga od razu. Miałam problem z przebrnięciem przez pierwsze sto (!) stron, ale kiedy skończyłam ją czytać, nie żałowałam. Obiecująca kontynuacja w dalszych tomach nastraja mnie optymistycznie. Autorka zastosowała powolne budowanie napięcia, poprzez chęć przedstawienia nam głównej bohaterki i jej charakteru. Razem z Leną poznajemy świat, który ją otacza i wspólnie z nią zastanawiamy się nad jego sensem, szukamy plusów i minusów, walczymy z wątpliwościami i wciąż targającą nią niepewnością. Czasami jej postawa może drażnić, ale kto z nas w wieku prawie 18 lat był pewny swojego i tego, co chce ze swoim życiem zrobić? 

Niestety, nie jestem w stanie pozbyć się porównać do trylogii „Igrzysk śmierci”. W obu historiach główną rolę odgrywa nastolatka, młodziutka dziewczyna. Pojawia się chłopak, który zaczyna wzbudzać w niej uczucia, z którymi walczy a ich wrogiem jest tak straszny, wyniszczony i obcy świat i polityka, która nim rządzi. I to ona staje się ogniwem, które wznieca ogień i walkę o życie w zgodzie, miłości i pokoju bez poczucia strachu i ubezwłasnowolnienia. 

Moja siostra drugiej części trylogii nie miała, ja walczę sama ze sobą czy kupić ją już teraz i przeczytać,  czy poczekać do ponownych odwiedzin i zostawić sobie ten smakowity kąsek na później. Tym bardziej się nad tym zastanawiam, bo czytałam i słyszałam opnie, że kolejna część czyli „Pandemonium” jest zdecydowanie lepsza, ciekawsza i emocje buzują nieustannie. No nic, zobaczymy, co z tych moich rozkmin wyniknie ;)

8 komentarzy:

  1. Obie części tego cyklu już za mną i zrobiły na mnie świetne wrażenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, czytałam Kasandro :)
      i uwierz, ilekroć odwiedzam księgarnię, w której kupuję książki dla siebie, zastanawiam się, co z tym nieszczęsnym "Pandemonium" zrobić ;)

      Może Mikołaj się nade mną zlituje i sprawi mi niespodziankę? :))

      Usuń
  2. Twoja kochana siostrzyczka niedługo ją kupi! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Do młodzieży od bardzo dawna się nie zaliczam, ale lubię tego typu książki. W "Delirium" od razu się zakochałam, zaczarował mnie piękny język i nastrój, byłam pod ważeniem opisywanej historii. Dlatego kupiłam "Pandemonium", ale czasu mi bark na lekturę, jednak powieść doczeka się swego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem jest nas dwie nie młodzieżowe wiekowo, ale młodzieżowe duchem jak mniemam, Natula :)
      Ja sobie poczekam cierpliwie, aż odwiedzę siostrę i wtedy się dobiorę do "Pandemonium". Nie będzie to co prawda wkrótce i trochę się naczekam, ale podobno jest na co, więc tym bardziej potrzymam siebie w niepewności :)

      Usuń
  4. Właśnie miałam się zabrać za "Delirium" i przekonać się czy rzeczywiście powieść zasługuje na uwagę. Przeczytałam bardzo wiele opinii na temat tej książki, a nie wiedziałam kompletnie, że można zaliczyć ją do literatury młodzieżowej!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko moja opinia, ale jeśli kojarzysz "Igrzyska śmierci", to jest to coś w ten deseń i stąd moja niemożność odseparowania jednej trylogii od drugiej :) i cóż, nastoletnie zauroczenie, pierwsze miłości, rozkminy młodziutkiej dziewczyny... tak mi wpasowała ta książka tematycznie pod młodzieżową. I mam wrażenie, że gdybym miała naście lat lub była lekko po 20 urodzinach, byłabym nią jeszcze bardziej zachwycona ;)

      Usuń