sobota, 20 października 2012

Mario Vargas Llosa, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki"



Już nie pamiętam, gdzie dorwałam tę książkę i skąd pomysł, by ją kupić. Śmiem jednak twierdzić, że to tytuł i krótkie streszczenie z tyłu książki spowodowało, że znalazła się u mnie najpierw na moleskinowej liście, później na półce, a w końcu w moich rękach, z otwartą pierwszą stroną gotową do przeczytania. 

                                            fot. poczytaj.pl

Czytając tę książkę wciąż chodziło mi po głowie pytanie: jak bardzo trzeba być zaślepionym, ogłupionym wręcz miłością i pożądaniem do kobiety, by być tak naiwnym i skazywać się świadomie na smutek, cierpienie, osamotnienie?

Ricardo, to facet z początku jak każdy inny. Poznajemy go jako nastolatka, który zakochuje się w swojej koleżance. Zakochuje się niewinnie i naiwnie wierząc, że ta miłość będzie tą jedyną, najprawdziwszą. I tak oto w momencie, w którym oddał swoje serce Lily, fałszywej Chilijeczce, ściągnął na siebie kolejne pięćdziesiąt lat życia w ciągłej niepewności i niespełnionej miłości. Ona, przybierająca na własne potrzeby niewdzięczna i nie znająca granic egoistka, bawi się nim niczym zabawką. Zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że „grzeczny chłopczyk”, jak czule go nazywała, jest w stanie zrobić dla niej wszystko. Każda jej nikczemność, bezwzględność, kłamstwa i obelgi przyjmie na siebie bez słowa skargi – jest tak bardzo pod jej wpływem. 

Ich historia ciągnie się latami. Zmieniają się tylko okoliczności, w których napotykają się na siebie. Najpierw jest to Peru, później Paryż, który przez większość powieści stanowi tło dla biegu wydarzeń,  Londyn, Tokio, które tak bardzo odbije się na psychice i fizyczności książkowej femme fatale, aż zakończy się to w Madrycie. Jednak ich spotkania nie są wcale takie przypadkowe, autor świetnie prowadzi akcję powieści, by każde zagranie ze strony „chilijeczki” wzbudzało w czytelniku tylko i wyłącznie żal i politowanie dla Ricardo. 

I tak właśnie było ze mną. Ta jego naiwność, rozbrajająca mnie wręcz i dziecięca, u dorosłego mężczyzny była dla mnie nie do pomyślenia. Nie mogłam uwierzyć, że dorosły mężczyzna jest w stanie skazać siebie samowolnie i na własne życzenie na takie cierpienia, zawody i życie wypełnione raz euforią, a za chwilę bezbrzeżnym smutkiem, który potrafi doprowadzić niemal do szaleństwa i samobójstwa. 

A jednak, mimo całego zła, jakie wyrządza ona „grzecznemu chłopczykowi”, jako czytelnik tylko czekamy aż się pojawi. Wyczekujemy i zastanawiamy się, jaką szpilę tym razem wbije mu w plecy. Czego tym razem będzie musiał wysłuchać, jakich kłamstw i obelg, by chwile później wziąć ją w ramiona i kochać. Wciąż tak samo mocno, a nawet mocniej. Bo czegokolwiek by ona nie zrobiła, jest dla niego wszystkim i „tą jedyną”.

Ciekawym elementem tej powieści jest wplecenie kawałka historii trwającej w tamtym czasie rewolucji w Peru. Zmiana władzy, walka młodych rewolucjonistów o własny kraj, ich śmierć a później stagnacja i rezygnacja za czasów sprawowania władzy przez Alana Garcii’ę.

Mario V. Llosa bardzo barwnie i ciekawie opisuje historię tragicznej dla mnie miłości i stara się dość wnikliwie objąć psychologiczny aspekt więzi, jaka łączy tych dwoje. Niewiele jest tu dialogów, natomiast to, co mają sobie do powiedzenia bohaterowie, ubrane jest w słowa, które chłonie się momentami z niedowierzaniem i niecierpliwością, a czasem wręcz głodem, bo tak bardzo nie chce się wierzyć, że historia lubi się jednak powtarzać. I człowiek, choćby nie wiem ile razy dostał od życia po głowie, popełnia te same błędy często z premedytacją, na własne życzenie.

11 komentarzy:

  1. Patrz, a u mnie Llosa leży na półce i się kurzy. Tylko nie Szelmostwa, a Ciotka Julia i skryba. Przeczytałam może 1/3, bardzo powoli, nie wciąga, zupełnie się o swoje nie dopomina ta książka, nie przykuwa uwagi.
    Widać za mała jestem na noblistów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. proszę, wejdź w ustawienia i wywal weryfikację obrazkową dla komentarzy, co? zabija mi to oczy i zniechęca :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szelmostwa..." polecam. Nie wiem, może ta książka akurat pozytywnie by Cię zaskoczyła. Rzekoma maleńkość do noblistów nie ma tu nic do rzeczy ;)

      zapomniałam, że ta weryfikacja tu jest.
      teraz powinno być już OK.

      Usuń
    2. raz, dwa, trzy próba komentarza ;)

      Usuń
  3. Bardzo cenię twórczość Llosy, więc z pewnością, wcześniej lub później, wezmę się za "Szelmostwa...":)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasandro, szczerze polecam. Rozkręca się pomału, pomału ale postać tej nieszczęsnej femme fatale aż zasysa w pewnym momencie :)
      Pozdrawiam Cię również serdecznie :)

      Usuń
  4. Ach, ile ta już książka za mną chodzi... Około 4 lat (chyba dobrze liczę) obiecuję sobie, że ją przeczytam. Nie dość, że zwlekam, to widzę, że i chyba nowe wydanie wyszło, bo okładka została zmieniona (albo mi się wydaje)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okonakulture - u mnie na półce leżała kilka miesięcy, zanim po nią sięgnęłam :) i jeśli mnie pamięć nie myli, to i owszem, okładki są różne. Najwidoczniej, w zależności od upodobań czytelnika, można sobie wybrać dla siebie tą ciekawszą ;)

      Usuń
  5. Ha gdybym miała wybierać okładkę to nie wiem czy bym się zdecydowała, bo obie mi się podobają :P

    A co do treści książki- czytało się powoli, ale na tyle mnie wciągnęła, że aż tak mnie nie uderzyła naiwność Ricarda. Muszę kiedyś przeczytać ponownie :)

    OdpowiedzUsuń